piątek, 2 grudnia 2016

pomięte nicki

No ale po tamtej zapaści mirażowej wyleczyłam się w zasadzie błyskawicznie. Rozeszliśmy się jakoś w zimie a ja w kwietniu już byłam z powrotem na nogach. Pozbierałam się wtedy popisowo. Ależ się świetnie czułam tego lata....

Ale wracam do tego, co się wtedy stało z rzeczywistością. Więc Miraż stwierdził, że nie jestem wystarczająco zdrowa i … znów stałam się chora. Rzeczywistość była namacalna i prawdziwa, a on powiedział, że nie jest prawdziwa i wtedy stała się znów nieprawdziwa. Wierzyłam, że to prawda, że mogę być prawdziwa i rzeczywista, ale on znalazł w internecie, że tylko manipuluję sama sobą. Może to prawda, może wtedy kiedy wydawało mi się, że staję się „prawdziwą sobą” stawałam się tylko klonem Miraża, a moje prawie-mistyczne doświadczenie prawdy i harmonii było nędznym, tandetnym kłamstwem. Ale czułam że to prawda i byłam tą prawdą głęboko wzruszona... Kolejne fałszywe oświecenie.

 Diagnoza – borderline. Jedyna równowaga jaką jesteś w stanie osiągnąć, to ta, kiedy balansujesz na linie pomiędzy psychozą a neurozą, depresją, a manią. To na pewno. Nie mogą wpisać ci ani jednego ani drugiego, bo jesteś pomiędzy. 

A więc znowu wracam do pytania, o moje pamiętniki, które poszły z dymem. Czy była w nich prawda o mnie, którą tak rozpaczliwie wtedy starałam się przecież wydobyć na powierzchnię? Ten nierealny świat pełen dziwnych wzruszeń, eh. Czy może bardziej prawdziwe jest to, co myślę teraz? Co teraz piszę? Może to jest bardziej realne, że myliłam się co do siebie, co do rodziny, w której się wychowałam? To wszystko właśnie są pomięte nicki. Nicki, którymi nazywasz siebie w wirtualnej przestrzeni, kiedy nadajesz sobie jakąś tożsamość, żeby potem ją porzucić. Najpierw wygładzasz przed sobą stronę internetową i umieszczasz na niej kolejny zapis siebie, a potem mniesz ją i wrzucasz do śmieci. A potem te śmieci palisz w kotle do centralnego.

A potem piszesz na nowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz