Pamiętam jak wprowadziliśmy się z
Bartoszem na Łobzowską i przyszła administratorka, żeby podpisać
z nami umowę. Podpisała się pod naszą kopią i przybiła
pieczątkę. Na pieczątce widniało „Zbigniewa Terasińska,
Administrator Realności”. Wow. Byłam zachwycona. Kobieta
administrowała realnością. To znaczy, że zarządzała kamienicą
w imieniu właściciela, ale pieczątkę miała taką, że nawet Bóg
Wszechmogący by się nie powstydził. Pomyślałam, że też
chciałabym być takim pełno-mocnikiem, rozważnie porządkować tą
realność i skrupulatnie rozliczać się potem z faktów.
Wszystko sklasyfikowane w odpowiednim segregatorze. A u mnie wszystko
prowizorka, dzikie zielsko się pleni w zlewie, w wannie. Cholerne
schulzowskie manekiny. Stojąc na „śmietniku emanacji”
zachłystujesz się Absolutem. „Cała jaskrawość”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz